Jak dbam o skórę pod oczami


Pisałam jak dbać o to, aby nasze spojrzenie nie traciło na świeżości, dziś napiszę ponownie, jak dbam o to, żeby nie traciło ono na urodzie. Oczy są zwierciadłem duszy, a skóra dokoła nich, odzwierciedla stan naszego zdrowia, trybu życia i naszej duszy. Na wygląd naszej skóry pod oczami pracujemy całe życie. Od nas i naszego trybu życia zależy jak nasza skóra pod oczami będzie wyglądała później.

Od pewnego momentu, nasza skóra pod oczami przestaje sama się bronić przed zgubnym wpływem środowiska, także przed naszymi grzeszkami. Powinniśmy ją wtedy zacząć wspomagać odpowiednią pielęgnacją.

Miłość czy klęska czyli marcowe denko



W tym miesiącu nie zużyłam tak dużo pełnowymiarowych kosmetyków jak miniaturek, które podostawałam w prezencie przy zakupach, w prezencie od blogerek, od sklepu Atelier Natury, na spotkaniu blogerek, od apteki ,,Słonik" za sprawą Ines, także od sąsiadki. Przydałoby się coś o nich napisać. Zajmie mi to trochę, poproszę o cierpliwość i zapraszam na swój nowy, denkowy post.

Wiosna w różowych kolorach. YSL, Gloss Volupte


Mamy już wiosnę, upragnioną, wyczekaną. Dla niej robimy zakupy, zmieniamy garderobę, outfity i takie tam, odmieniamy się, zmieniamy też kolory na bardziej wiosenne. Macie swoje ulubione kolory, ja też. Swoje ulubione kolory noszę cały rok, zwłaszcza jeśli chodzi o makijaż. Ostatnio z wielkim żalem zauważyłam że kończy mi się moja ulubiona pomadka w ulubionym kolorze. Musiałam uzupełnić, lubię jak moje usta są wyraźnie zaznaczone, mają być widoczne na kilometr. Z braku odpowiedniego zaopatrzenia w moją kolorystykę pomadek, wybrałam znów błyszczyk. Nie znaczy jednak że za jakiś czas nie kupię tej pomadki. Jest u mnie niezbędna, tak jak kawa w domu.

Noszę na sobie ten błyszczyk od kiedy kupiłam i jest ze mną cały czas. Gdybym była dzieckiem, pewnie bym sobie jeszcze kładła go pod poduszkę jak ukochanego pluszaka. Póki co, obok mnie leżakuje Gryzelda, zaś błyszczyk odpoczywa sobie wygodnie w kosmetyczce. On sobie odpoczywa, a ja piszę o nim recenzję. :)

Olejek do demakijażu twarzy i oczu, Lierac. Mała butelka o wielkiej mocy


Znalazłam w ofercie Lierac, olejek do demakijażu twarzy i oczu: Demaquillant Velours. Na którymś blogu wyczytałam o nim dobre opinie, wcześniej próbowałam też inne olejki do demakijażu, postanowiłam wypróbować i ten. Nie używałam go długo, ale chciałam napisać swoje wrażenia. Moja twarz lubi olejki, ale czy ten też może zostać moim ulubieńcem? Napisałam ,,moim" bo na każdej skórze sprawdza się co innego. Będę tu pisać jedynie o moich odczuciach i moich najbliższych. Jeśli Was interesują moje pierwsze wrażenia, zapraszam do czytania.


Olejek jest umieszczony w butelce z tworzywa sztucznego o pojemności 150ml. Dużo to czy mało, okaże się później. Trudno ocenić wydajność po kilku dniach używania.
Butelka zamykana jest pompką również z tworzywa. Pompka jest bardzo wygodna, umożliwia wygodne nabieranie olejku. Zabezpieczona jest przed przypadkowym naciśnięciem i wylaniem olejku specjalną blokadą. Jest ona umieszczona pod samą pompką.


Na opakowaniu jak zawsze znajdziemy logo, dane o firmie, symbole oraz datę ważności, którą znajdziemy na spodzie butelki.


Są też opisy kosmetyku, sposób użycia, w języku angielskim, francuskim, no i naklejka z opisem w języku polskim.


Jest też skład kosmetyku. 


Informacje producenta. 

Olejek do demakijażu Demaquillant Velours przeznaczony jest dla każdego rodzaju cery. 
Na jego dobroczynne działanie wykorzystano następujące składniki:

Innowacyjny kompleks Ecoskin złożony z probiotyków (Lactobacillus casei i Lactobacillus acidophilus) który ma właściwości stymulujące systemy obronne skóry. 
ekstrakt z amazońskiej rośliny Yakon zwany roślinnym miodem Inkówskarbnica cukrów, witamin, także minerałów. 
Kompleks ten, pomaga chronić naturalną florę bakteryjną skóry oraz przywraca odpowiednie funkcjonowanie systemów obronnych. Nadaje skórze miękkość i komfort. 
Formułę olejków wzbogacają również: 
olejek jojoba, o właściwościach ochronnych i kojących, 
olejek makadamia mający właściwości nawilżające



Bogaty, jednocześnie jedwabisty olejek posiada delikatny zapach z nutami frezji, róży i białego piżma. 

Sposób użycia: 



Nakładać na suchą skórę, delikatnie masując z niewielką ilością wody. W kontakcie z wodą olejek zmienia się w mleczną emulsję. Można go również nakładać za pomocą zwilżonego wacika, a następnie spłukać letnią wodą. Po zastosowaniu skóra jest doskonale oczyszczona, gładka i jedwabista. 
Przed użyciem wstrząsnąć. 

Olejek jest w kolorze słomkowym o pięknym, delikatnym zapachu
Konsystencja olejku jest rzadka i raczej też nietłusta, nie klei się do twarzy, nie natłuszcza skóry. Kiedy spłukujemy go wodą, olejek zmienia się w mleczną emulsję. Łatwo spłukuje się wodą. Nie pozostawia tłustej powłoki na skórze. 


Moje wrażenia: Są to moje wrażenia i Ani, mojej młodszej córki. Demakijaż tym olejkiem to sama przyjemność. Pięknie pachnie, jest bardzo delikatny w używaniu, a rozprawia się z makijażem z ogromną mocą. Delikatna konsystencja pozwala na łatwe rozsmarowanie po buzi i delikatny masaż skóry, nie tworząc przy tym tłustawej mazi. Olejek bardzo łatwo spłukuje się wodą, która w połączeniu z nim, zmienia całą konsystencję w mleczną emulsję. Wszystko bardzo łatwo się spłukuje. Mimo że mam bardzo wrażliwe oczy, olejek nie spowodował szczypania, także nie podrażnił mojej skłonnej do podrażnień i uczuleń skóry. Buzia jest po nim gładka i delikatna. Nie wiem jak sprawdzi się do końca, ale początek jest idealny. 
Według mnie, sprawdził się wcale nie gorzej niż jego poprzednik, żel do demakijażu: Perfect Gel Cleanser, Mary Cohr i jest prawie trzy razy tańszy. Przy okazji ma piękniejszy zapach i wydaje mi się że nawet szybciej zmywa tusz do rzęs. 

Olejek ten kupiłam w aptece ,,Słonik", ale można też kupić w dobrych aptekach, także stacjonarnych na terenie całej Polski. W Słoniku jednak lubię robić zakupy, bo tam na hasło ,,Czarna Ines" dodają fajne próbki kosmetyków Lierac. :) Tam też zapłaciłam za niego około 49zł, jak na działanie i wydajność, wydaje mi się że cena nie jest wygórowana. 

Jak na razie, obie z Anią jesteśmy zachwycone i oczarowane tym olejkiem. Z czystym sumieniem możemy go polecić osobom które lubią taką formę demakijażu. 

A jak Wy uważacie, lubicie olejki czy wolicie inne konsystencje do demakijażu? 

Pozdrawiam serdecznie! :)

Kremowe zauroczenie ,,Serce Róży". Loccitane


Kto mnie zna, wie że zapachy różane należą u mnie do najbardziej ulubionych. Jednak różnią się one tak, że nie każdy z nich jest u mnie pożądany. Są też zapachy, które wcale mi róż nie przypominają, raczej stęchły zapach z pokoju starej ciotki. Jeśli przeczytam gdzieś że coś jest o różanym zapachu, bez wcześniejszego powąchania nie kupię. Tak też było w przypadku tego kremu. 

Krem Orange Energy do cery normalnej i wrażliwej, Make me Bio


Jak Wam minęła niedziela? U mnie było dziś tak pięknie, że postanowiłam wyjść na dłuższy spacer. Wcześniej trzymałam włosy na papilotach, bo jak wiecie nie prostuję ich niczym, bo i tak mam swoje włosy proste jak druty. Natomiast bardzo chętnie nakręcam je na papiloty jak stara ciotka.
Po takim spacerze z loczków niewiele zostało, ale i tak zdążyłam się nimi trochę nacieszyć. :)

Nie o tym jednak chciałam napisać. Ciągle mi chodzi po głowie krem który dostałam na spotkaniu blogerek w Gorzowie. Krem podarował nam sklep Make me BIO i od pierwszego otwarcia słoiczka, skradł moje serce. Nie jest to typowy krem jaki można kupić w drogerii czy perfumerii. Jest on zrobiony ze składników naturalnych i wygląda trochę inaczej. Nie używam go długo, dlatego nie będzie to typowa recenzja, krem używam dopiero od dwóch tygodni, a już zdążyłam się od niego uzależnić. Chciałam też podzielić się z Wami swoimi pierwszymi wrażeniami.

Krem jest w zgrabnym słoiczku z ciemnego szkła, o nietypowej pojemności bo aż 60ml. Słoiczek zakręcany jest czarną nakrętką z tworzywa sztucznego i oklejony banderolą, dzięki czemu mamy pewność że nikt przed nami do niego nie zaglądał. Samo opakowanie wygląda tak pięknie i kusząco, że żal mi było otwierać. Niepotrzebnie, bo po otwarciu wszystko wygląda tak jak przed. Pasek banderoli równiutko został rozerwany po przerywanej linii. Został jeszcze lniany sznureczek, na którym jest przywiązana mała ulotka.

Na słoiczku jak zawsze jest logo, dane o firmie, symbole, informacje że krem jest ze składników naturalnych, data ważności, sposób użycia, oraz skład.


Data ważności jest krótka, wynosi rok od daty produkcji, po otwarciu można używać już tylko sześć miesięcy, niestety w moim przypadku już tylko do maja tego roku. Mam nadzieje że pozostałe kremy
w ofercie sklepu, mają późniejszą datę produkcji, bo na tym kremie pewnie się nie zakończy.

Krem o waniliowej barwie ma dziwną jak na krem konsystencję, bo nie jest tak gładka, idealna jak
innych kremach. Wygląda trochę jak twarożek, trochę jak niedomieszany krem, widać że nie ma tam żadnych wyrównujących krem dodatków. Zapach za to ma obłędny, obezwładniający.
Otworzyłam słoiczek i przepadłam. Krem pachnie jak świeże pomarańcze. Każde otwarcie słoiczka, każde posmarowanie tym kremem to jest coś, na co czekam z niecierpliwością do kolejnego użycia. Jednak po posmarowaniu kremem twarz, zapach po chwili przestaje być już wyczuwalny.


Od producenta. 

 z natury to co najlepsze. 

BEZPIECZNE W UŻYCIU

W porównaniu do innych produktów kosmetycznych, kosmetyki naturalne są bezpieczniejsze w użyciu. Są hipoalergiczne i przetestowane przez dermatologów, aby zagwarantować bezpieczeństwo i skuteczność działania. Ponieważ są one wykonane z naturalnych składników, nie trzeba martwić się o wysypki, swędzenie czy podrażnienia skóry.


PASUJĄ DO WSZYSTKICH RODZAJÓW SKÓRY
Kosmetyki naturalne są idealne dla wszystkich rodzajów skóry. W naszej ofercie znajdują się kremy do cery suchej, tłustej, mieszanej, skłonnej do wyprysków oraz dojrzałej. Dzięki właściwemu skomponowaniu składników stworzyliśmy kosmetyki dla wszystkich rodzajów skóry a wszystkie wykorzystywane przez nas składniki są w 100% naturalne.


NIE SĄ TESTOWANE NA ZWIERZĘTACH
Niektóre konwencjonalne kosmetyki są testowane na zwierzętach w celu zapewnienia, że są one bezpieczne i skuteczne w użyciu. Jednak kosmetyki naturalne nie są jednym z nich. Zamiast tego prowadzone są testy przez specjalistów w laboratoriach z wykorzystaniem profesjonalnych narzędzi i metod badawczych. Dzięki temu nie musieliśmy krzywdzić zwierząt aby mieć gwarancję, że nasze produkty są bezpieczne i skuteczne.


BRAK EFEKTÓW UBOCZNYCH


Niektóre kosmetyki dostępne na rynku, mogą podrażnić skórę i krosty przyczyny. Mogą powodować blokowanie porów skóry albo nadmiernie ją wysuszać. Stosując naturalne kosmetyki nie trzeba się o to martwić. Wykorzystywanie wyłącznie naturalnych składników gwarantuje, że nie będzie żadnych skutków ubocznych, w związku z tym można je stosować w tak często jak wymaga tego nasze ciało.


Krem Orange energy jest to doskonały krem przeznaczony do skóry normalnej i wrażliwej. Opracowany jest na bazie wody z kwiatu pomarańczy, która z łatwością przenika w głąb komórek skóry, przywracając jej równowagę. Działa lekko ściągająco, rozjaśnia i tonizuje skórę. Orzeźwiający zapach kwiatu pomarańczy działa stymulująco na umysł. Olejki z migdałów, jojoba i shea doskonale nawilżają, odżywiają i chronią skórę nie pozostawiając uczucia ociężałości. Wyciąg z rumianku dodaje uspokajająco- łagodzące funkcje. Ten aksamitny krem jest idealnym wyborem na świeżą dawkę energii każdego dnia.

Składniki/Ingredients (INCI): Citrus Aurantium Dulcis (Orange Blossom) Flower Water, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Cetearyl Glucoside, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetyl Alcohol, Glyceryl Monostearate, Tocopherol (Vitamin E), Glycerin, Matricaria Chamomilla (Chamomile) Flower Extract, Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Dehydroacetic Acid, Parfum, Limonene*, Linalool* *Naturalnie występujące olejki eteryczne 


Krem, mimo że jest nierównomiernej konsystencji, idealnie się rozsmarowuje. Gładko sunie po skórze, zostawiając na początku tłustawą warstwę, która po chwili również zanika. Ze względu na to że krem wydaje się nieco tłustawy, zdecydowałam że będę go używać na noc. Krem z powodzeniem jednak można używać też w dzień, bo nie koliduje z makijażem, nie roluje się i nie skraca jego trwałości.


Moje wrażenia i wnioski. 

Jak wspominałam, krem używam od dwóch tygodni na noc, czasami też na dzień. Nie mogę powiedzieć że jest bardzo wydajny bo nie żałuję go sobie. Nabieram sporą ilość i smaruję nim szczerze, z zachłannością twarz i szyję, upajając się jego zapachem. Kremu zostało w ten sposób, odrobinę więcej jak pół słoiczka. Przez moment zostawia tłustawy filtr, który po pewnym czasie znika, czyniąc skórę twarzy delikatnie wygładzoną. Rano kiedy się budzę, cera również jest gładka, twarz wygląda na wypoczętą i rozświetloną. Nie zauważyłam natomiast ściągnięcia skóry twarzy. Krem do tej pory (odpukać!) nie podrażnił anie nie uczulił mojej wrażliwej skóry. Zapach natomiast umila każdą aplikację i uzależnia.

Cena kremu jak na te właściwości nie jest wygórowana, za 60ml zapłacimy 49zł.
Krem Make me BIO wystepuje w różnych wersjach i jest dostosowany do potrzeb każdego rodzaju skóry. Można go kupić TU i nie tylko ten krem. Można wybrać z kilki opcji i dopasować do swoich potrzeb.

Po zdenkowaniu tego kremu, chętnie kupię wersję Garden Roses. Mam nadzieję że trafię na dłuższy okres przydatności do spożycia.

Myślę że każda/każdy z nas znajdzie tu coś dla siebie, krem na pewno sprawdzi się na młodej skórze i na skórze pań dojrzałych. Myślę też, że można go bezpiecznie używać, jeśli sprawdził się na mojej wrażliwej, kapryśnej skórze. Krem Orange energy, mimo że jest przeznaczony do cery normalnej i wrażliwej, na pewno dobrze sprawdzi się też na skórze suchej i wymagającej. Myślę że krem i jego działanie spodoba się osobom które lubią nie tylko naturalne kosmetyki. Uwaga, krem uzależnia. :)

Mimo że otrzymałam krem w upominku, nie ma to najmniejszego wpływu na moją opinię. To są moje odczucia i myślę że takie pozostaną do samego końca.

Miłego tygodnia. :)

Jeśli podobają się Tobie moje treści, będzie mi bardzo miło, jeśli wesprzesz mój blog 🙂

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.