Milky Almond Regenerating Body Butter Phenome
Jesień i zima to taka pora roku, w której przynajmniej u mnie trudno dopasować do swojej skóry właściwą pielęgnację. Z jednej strony ziąb, warstwy ubrań, z drugiej kaloryfery. Tak czy inaczej skóra jest przesuszona, także uwrażliwiona. Uzbierało mi się kilka balsamów i jestem ciekawa, z którym będzie mi po drodze. Który okaże się hitem a z którym się pożegnam bez żalu.
Zacznę od masła do ciała w miniaturce, wygranej w konkursie u Michała - Milky Almond Regenerating Body Butter, Phenome. Jak się okazało, miniaturka wystarczyła na trochę dłużej niż się spodziewałam, jej wydajność jest imponująca ale o tym za chwilę. Na początek tylko nieskromnie zaznaczę, że moja skóra jest stworzona do luksusów. Mam skórę z charakterem, która bierze z kremów i balsamów albo wszystko albo nic. Ale od początku, przyszłam tu dać Wam znać, jak się to masełko u mnie sprawdziło...
Nie będę się tu rozdrabniać na temat opakowania tejże miniaturki, ot tubka aluminiowa o pojemności 50ml, zamykana czarną, fikuśną nakrętką umieszczona dodatkowo w szarym kartoniku. Mimo tego wątłego miniaturkowego, opakowania można znaleźć tu masę przydatnych informacji.
Producent informuje nas, że powyższe masło to puszysty i aksamitny kosmetyk o niezwykle bogatej i gęstej konsystencji, który idealnie pielęgnuje skórę suchą i bardzo suchą. Opracowane na bazie ekologicznych wód roślinnych oraz naturalnych ekstraktów i organicznych olejów, doskonale nawilża i natłuszcza, wygładza nadmiernie przesuszony naskórek, wzmacnia barierę ochronną skóry, likwiduje uczucie napięcia i dyskomfortu. Skóra odzyskuje właściwą elastyczność i sprężystość, staje się delikatna i miękka w dotyku.
Masło to oparte jest na bardzo przyzwoitym składzie:
- 99,1% surowce naturalne zgodne ze standardami produkcji kosmetyków organicznych i naturalnych
- 0,0% czyste minerały
- 49,7% wody roślinne
- 0,9% surowce inne niż naturalne: tylko wtedy, gdy nie jest możliwe pozyskanie ich naturalnych odpowiedników
Za działanie kremu odpowiadają następujące składniki aktywne, które mają sprawić, że skóra zostanie optymalnie nawilżona, wzmocniona, odzyskuje naturalny blask, jest miękka i elastyczna.
|
Zapach masełka jest bardzo apetyczny, wybitnie wyczuwam tu nutę migdałową i orzeszki, nuta kwiatowa gdzieś mi tu umyka, dominują migdały. Ten zapach dość długo się trzyma skóry, co wprawia w euforię. Sprawia, że zaczynam się czuć apetycznie. :)
Konsystencja kremu o kolorze rozbielonej latte jest dość gęsta i zwarta, bardzo bogata, co równocześnie nie przeszkadza mi w jego aplikacji. Krem doskonale się rozprowadza na skórze, wnika w każdy jej zakamarek pozostawiając na niej lekki otulający film, co bardzo w kremach lubię. Nie lubię, kiedy wraz z aplikacją znika ślad po kremie.
Milky Almond Regenerating Body Butter, Phenome to cudowny krem, którym można wysmarować się od góry do dołu, dłonie i pięty i z powrotem po kolejnej kąpieli... Mimo tej małej pojemności 50ml masełko to nie ubywa tak szybko, z drugiej strony nie szastałam nim na prawo i lewo, oszczędzałam go, bo nie wiem kiedy będę miała okazję go sobie kupić. Czuję pełen niedosyt, jak zachęcony plasterkiem kiełbasy pies, czy chociażby moja wiecznie żądna łakoci kotka..
Milky Almond Regenerating Body Butterest to jednocześnie balsam na skórę i na duszę, ponieważ działa również na moje zmysły. Rozpieszcza zapachem kojąc jednocześnie skórę i nadając jej obiecaną aksamitną miękkość. Może, kiedy sprawię sobie pełnowymiarowe opakowanie 200ml, to wróci dawna elastyczność, choć i tak nie narzekam. Krem ten sprawia, że posmarowana nim skóra jest tak miła w dotyku, że warto by było się nim zainteresować przed obiecującą randką.
Mogę też zapewnić, że mojej kapryśnej skóry krem ten ani nie podrażnił ani nie uczulił. Bardzo dobrze i na długo nawilża oraz odżywia nawet bardzo suchą skórę. Najbardziej suchą skórę miewam na łydkach, bywało też że moja skóra aż łuszczyła się w tym miejscu. Przy pielęgnacji tym kremem, zapomniałam o tym problemie.
Mogę też zapewnić, że mojej kapryśnej skóry krem ten ani nie podrażnił ani nie uczulił. Bardzo dobrze i na długo nawilża oraz odżywia nawet bardzo suchą skórę. Najbardziej suchą skórę miewam na łydkach, bywało też że moja skóra aż łuszczyła się w tym miejscu. Przy pielęgnacji tym kremem, zapomniałam o tym problemie.
Na koniec moich wynurzeń napiszę tylko, że masło to czymś czuć co jest wkurzające. Po prostu czuć malizną, ale jeszcze trochę go mam i marzę o kolejnym. Tylko, że ta cena pełnowymiarowego słoiczka nie jest zbyt przyjacielska, po prostu przyprawia o zawał i rani moją rozmarzoną duszę. Cena pojemności 200ml wynosi około 147zł, jest zabójcza dla portfela, no może nie każdego. Za 50ml zapłacimy 49zł, też zabija ale już wolniej.
Są jeszcze promocje, na które warto polować, wtedy będzie można za niego zapłacić dużo mniej. Masełko to znajdziecie go w sklepach Phenome stacjonarnie, także internetowo.
Od czasu do czasu chętnie się "zrujnuję" na to masełko, wypróbuję też inne, bo wiem że warto. Warto inwestować w swoją skórę i rozpieszczać zmysły. Mamy teraz paskudną porę roku, szarość, deszcze itp. i mnożące się depresje, dlatego warto zadbać o siebie i o swoje zmysły, żeby bez ran na duszy i bez wysuszonej skóry dotrwać do wiosny. :))
Pozdrawiam :)
Komentarze
Prześlij komentarz
☆ Jest mi bardzo miło, kiedy odwiedzasz to miejsce i zostawiasz swój ślad. Jednak pamiętaj!
☆ KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE NIEOPŁACONE LINKI, LINKI DO ADRESÓW BLOGA LUB REKLAMY NIE SĄ AKCEPTOWANE I TRAFIAJĄ DO SPAMU!
☆ Nie widzisz swojego komentarza? Prawdopodobnie pozostawiłaś w nim nieopłacony link. Zgodnie z obietnicą trafił do spamu. Szanuj cudzą pracę! Mam alergię na cwaniactwo.
☆ Zanim napiszesz komentarz, poświęć chwilę i przeczytaj cały post. Chyba, że lubisz się kompromitować.