Moje pierwsze spotkanie ze zmysłowym olejkiem dla niej, Femi
Lubicie olejki? Ja uwielbiam, zwłaszcza te pachnące. Zwykłe oleje mnie raczej nie pociągają, czuję się wtedy jak surowy makaron. Kiedyś czułam taki zapach od swoich włosów, kiedy źle z nich zmyłam jajeczną maseczkę. Jak na złość, wyszłam wtedy po zakupy i przy każdym powiewie wiatru, czułam w nozdrzach ten nieznośny zapach surowego makaronu. Narastały wtedy we mnie mordercze instynkty wymierzone w kierunku fryzjerki (Tak Sylwia, to do Ciebie), która mi to poleciła, o nieszczęsna! Miała jednak szczęście, że jej wtedy nie spotkałam, nie pamiętam nawet planu mordu. Od tamtej pory już nie robię takich eksperymentów na swoich włosach, ponieważ one niewdzięczne po takich wynalazkach uwielbiają się przeistaczać w strąki fasoli.
No ale do rzeczy. To cudo, które wisi tu nad moim tekstem jest nie na włosy a na moją szlachetną skórkę. To jeden z upominków od kochanej Pieguski, która wie co lubię. To zmysłowy olejek dla niej, od Femi. Dla niej, dla mnie, dla Ciebie też. :) Nie ma tego wiele, ta buteleczka jest na pobudzenie apetytu, albo na Bardzo Ważną Chwilę. Ja już wiekowa jestem, więc tych chwil niewiele mi zostało, dlatego żyję według filozofii Carpe Diem, bo nigdy nie wiadomo, kiedy złapię jaką ofiarę. Nie jest dużo tego olejku, ale że jest on wyjątkowy, to sobie pozwoliłam kilka słów o nim napisać. Zapraszam. :)