Phyto 4 Ombres Dream, Sisley i mój pierwszy milion


       Uwielbiam makijaże, tak samo oglądać, jak wykonywać na sobie czy innych. A że jest to dla mnie miła zabawa, z której pewnie nie wyrosnę, tak pewnie będę bawić się kosmetykami do końca życia. Nie wszystkie zabawki jednak są dla mnie, niektóre po pierwszym spotkaniu obrażają się na mnie, ja na nich i wtedy oddaję innym. Paletka cieni Phyto 4 Ombres Dream, Sisley obraziła się na inną właścicielkę i ku mojej radości przyszła do mnie, co mi przyniosło ogromną radość, ponieważ kosmetyki tej marki, czy to do pielęgnacji, czy do makijażu uwielbiam.   Ponieważ trafiła do mnie kilka tygodni temu, zdążyłam ją przetestować na wszystkie strony, dziś przyszedł czas, żeby coś o niej napisać, pokazać kilka zdjęć. Jesteście ciekawi? No to zapraszam. :)

 Już samo opakowanie pięknie i solidnie wykonane cieszy oko. Muszę Wam powiedzieć, że jest nie do zdarcia. Wygląd czarno białej paletki na wzór Arlekina robi niesamowite wrażenie. Zanim ją tu umieściłam, narobiłam jej milion zdjęć! Co chwilę stare zdjęcia zastępowałam nowymi. A co ciekawe, to paletka zamykana jest na magnes.


Cztery kolory cieni układają się w literę "S" - logo marki Sisley, co nadaje  paletce niesamowity, innowacyjny look. Logo nie mogło zabraknąć także na pacynce do rozcierania cieni...
... nie zabrakło go również na lustereczku, wewnątrz opakowania.
 
W skład tej niesamowicie uroczej i eleganckiej paletki wchodzą cztery odcienie pozwalające na wykreowanie makijażu zarówno świetlistego, jak i naturalnego, gdzie każdy odcień ożywi kolor każdej tęczówki.  Można stworzyć monochromatyczny, czy dwukolorowy makijaż na dzień, można też wykreować świetliście intrygujący makijaż na wieczór.  Tymi bajecznymi kolorami możemy rozświetlić oko na dzień, możemy również nim subtelnie podkreślić oko na wieczorne wyjście.
  1. Rose soie – delikatny, opalizujący róż
  2. Brun velours – olśniewający czekoladowy brąz 
  3. Cuivre satiné – migotliwy miedziany brąz o intensywnych refleksach 
  4. Beige perle – jasny, mroźny, hipnotyczny beż
W paletce cieni występują następujące składniki aktywne:

ekstrakt z zielonej herbaty: regeneruje, tonizuje, łagodzi podrażnienia i oparzenia. Wzmacnia naczynka krwionośne.
ekstrakt z camelii:   wykazuje silne działanie antyoksydacyjne. Chroni naskórek przed utratą wilgoci oraz szkodliwym działaniem promieniowania UV
ekstrakt z białej lilii: nawilża, rozjaśnia, regeneruje, działa również antyseptycznie.

Intensywność tych czterech odcieni możemy stopniować w zależności, jaki chcemy osiągnąć efekt. Można do tego użyć dołączonej pacynki z ułatwiającymi wykonanie makijażu końcówkami. 

Zarówno użycie pacynki, jak pędzla nie sprawia problemu przy nakładaniu cieni na powiekę. Jest tu jednak mała, nieistotna, ale jednak wada. Cienie po roztarciu pędzlem w opakowaniu lubią pylić, co mnie z początku zaniepokoiło, ale bez obaw, nie osypują się na skórze. Bardzo łatwo rozprowadzają się na cienkiej skórze powieki nie wchodząc w załamania. Makijaż tymi cieniami to prawdziwa przyjemność.

Bardzo ciekawe jest też tworzące udrapowanie wykończenie tych cieni, co u mnie już tak bardzo nie jest widoczne, ale na wcześniejszym zdjęciu tak. :)

Wybaczcie mi brak profesjonalizmu, ale ciągle się uczę... W makijażu oka unikam jednak ciemnego brązu. Używanie brązu przy makijażu oka w pewnym wieku dodaje lat. Być może po wymieszaniu z innym cieniem, stworzę coś ciekawego, co pozwoli mi wykorzystać paletkę do końca. Obecnie wykorzystuję jaśniejsze kolory paletki, co pozwala mi na szaleństwa na cały dzień i jeszcze dłużej. Trwałość tych cieni jest bez zarzutu. Makijaż nimi wykonany trzyma się aż do zmycia, jedynie po kilkunastu godzinach robi się mniej świetlisty, ale drobinki schodzą równomiernie.

Być może do starości nauczę się robić to bardziej profesjonalnie...

 I może uda mi się kupić lustrzankę i wszelkie bajery do wykonywania pięknych zdjęć.

Paletkę Phyto 4 Ombres Dream, Sisley jak najbardziej polecam. :)


A dziś wysyłam Wam milion buziaków za ponad milion wyświetleń. :)
Nie myślałam, że w tak krótkim czasie osiągnę taki wynik, to bardzo wzruszająca chwila. Trudno mi określić słowami, jak bardzo się cieszę, mimo że niektórzy pytają: "i co z tego masz?" Mam chwile radości, bo widzę, że to co robię, nie jest na darmo, że ktoś czyta te moje wypociny. I mimo, że nie mam lustrzanki, ale pożyczony od mojej Ani aparat (najdroższy na świecie, bo prosto z serca i muszę pilnować jak oka w głowie ;))) ), to uwielbiam robić te zdjęcia na swój blog i stroić miny do samej siebie, aparatu i do Was.

Dziękuję!)

Komentarze

Jeśli podobają się Tobie moje treści, będzie mi bardzo miło, jeśli wesprzesz mój blog 🙂

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.