Nie znam kobiety, która nie lubiłaby malować rzęs. Można pominąć malowanie oczu cieniami, ale tusz do rzęs to produkt pierwszej potrzeby. Można je sobie sztucznie przedłużać, można kłaść na nie hennę, ale podkreślenie ich maskarą to nieginący rytuał z robieniem przedziwnych min. Nie wyobrażam sobie po porannej toalecie nie pomalować rzęs. Już jako nastolatka pierwszy kosmetyk, który miałam to był tusz do rzęs. Najpierw oczywiście podkradałam go siostrze. Gdyby ktoś zabrał mi tą możliwość, czułabym do niego urazę do końca życia, nie wyobrażam sobie nie pogimnastykować się codziennie nad swoimi rzęsami, bo pomalowane rzęsy otwierają oczy, budzą do życia każde spojrzenie.
Marki prześcigają się w tworzeniu coraz to nowych formuł tuszy do rzęs, prześcigają się też w ulepszeniu sposobu ich aplikacji. Na początku swojej historii z makijażem bawiłam się małym grzebyczkiem, później była o różnych kształtach spirala, ostatnio te kształty zmienia znów grzebyczek. Wszystko po to, żeby ułatwić nam, kobietom ten codzienny rytuał. Żeby było łatwiej, prościej i dawało coraz to lepsze efekty. Bo dobrze wytuszowane rzęsy dodają nam nie tylko uroku, ale też pewności siebie...
O naszą pewność siebie zadbał również
L'Oreal Paris tworząc tusz umożliwiający stworzenie intensywnego makijażu rzęs pozwalający na zniewalające spojrzenie.
False Lash Wings Sculpt L'Oreal Paris ma rzucić na kolana wszystkich przedstawicieli płci przeciwnej! Jak to się ma do rzeczywistości? Czy nowa maskara spełni nasze oczekiwania? Czy spełnia moje oczekiwania? Jeśli chcecie poznać moją opinię, zapraszam do recenzji. :)