Łagodzący Balsam do Ciała Vianek



    Od dzieciństwa się zastanawiałam, dlaczego moja skóra na ramionach jest taka szorstka, zawsze się tego wstydziłam i szukałam na to sposobu. Kiedyś, kiedy jako osiemnastolatka spędzałam można powiedzieć długie wakacje (bite cztery miesiące) w poznańskiej klinice, odwiedziłam pewną wybitną panią dermatolog, która zaleciła mi witaminy A+D3 i kazała korzystać jak najwięcej ze słońca i klimatu nadmorskiego. I to naprawdę działa, szkoda tylko że tego słońca nie jest w naszym klimacie tak dużo. 
Długo szukałam odpowiedniego balsamu do ciała i co ciekawe, najbardziej skuteczne były te droższe, drogeryjne za to psuły ich efekt. Cieszę, się że założyłam blog, bo dzięki temu poznaję coraz to lepsze i bardziej skuteczne kosmetyki, które niekoniecznie muszą zrujnować budżet. 

Z pomocą przychodzi marka Vianek, która swoje naturalne kosmetyki stworzyła z wyciągów kwiatów i ziół pochodzących z upraw ekologicznych. Kiedy sobie tak baraszkowałam po Helfach, trafiłam na piękny widok: przede mną stał cały regał kosmetyków do ciała tej marki. Pomyślałam sobie wtedy, że skoro tu jestem to los mnie tu skierował po to, bym wypróbowała te dobroci na swojej skórze. Jako właścicielka skóry wrażliwej i wyjątkowo kapryśnej wybrałam balsam do ciała łagodzący. Jak myślicie, działa? pomaga? Zapraszam do czytania...




Produkty serii łagodzącej oprócz działania łagodzącego także regenerują i przeznaczone są do każdego rodzaju skóry, nawet do tej wrażliwej. 

Za działanie łagodzące jak też regenerujące odpowiadają następujące składniki aktywne:

ekstrakty z kozłka lekarskiego i jeżówki purpurowej wykazują działanie ochronne skóry, wzmacniają, przeciwdziałają wczesnym oznakom starzenia skóry
ekstrakt z kwiatów rumianku lekarskiego oprócz tego, że silnie łagodzi podrażnienia oraz przynosi ulgę w ich przypadku, przyspiesza procesy regeneracji skóry
olej kokosowy jako źródło nasyconych kwasów tłuszczowych, silnie regeneruje skórę suchą i podrażnioną, wspomaga również procesy obronne skóry
gliceryna uszczelnia barierę wodno-lipidową oraz zapobiega przesuszeniu i łuszczeniu skóry
wosk pszczeli wygładza, lekko natłuszcza, i nawilża skórę oraz zapobiega jej wysuszaniu tworząc barierę ochronną. 
panthenol silnie wiąże wodę w skórze, gdzie z prowitaminy przekształca się w witaminę B5, chroni skórę przed podrażnieniami
witamina E jako naturalny konserwant, zapobiega utlenianiu się fazy olejowej kosmetyku, jest  też antyoksydantem, dzięki czemu chroni przed zniszczeniem lipidy naskórka.

Ponadto olejek cytronelowy tonizuje i pozostawia delikatny, otulający zapach.



Sam wygląd butelki przywołuje nie tylko symbol folkloru, ale też zamiłowanie do natury oraz pochodzenie kosmetyku. W butelce jest go dosyć dużo, bo aż 300ml co mnie bardzo cieszy, bo do Helfów dzieli mnie aż 100km. 



Oprócz wszelkich symboli mówiących o pochodzeniu produktu, jak też oszczędzania przy tym nieszczęsnych zwierzątek są też napisy informujące o producencie i kosmetyku. 



Co najbardziej lubię w balsamach do ciała, to pompka, która się nie zacina i dzięki której możemy wycisnąć odpowiednią ilość pięknie pachnącego lekkiego, ale jednocześnie treściwego kosmetyku. Pokręcając pompkę, możemy zamknąć albo otworzyć dopływ balsamu w bardzo wygodny sposób bez ścigania się z kotami za uciekającą nakrętką. 



Zawsze kiedy mam migrenę, a mam ją dość często zostawiam wszystko i wyruszam tam gdzie można spotkać jak najwięcej zieleni i kwiatów. Przywołuje to wspomnienia z dzieciństwa, kiedy byłam zabierana na łąkę i mogłam do woli zbierać kolorowe kwiatki, cieszyć się ich zapachem i pleść wianki. I chociaż ostatnio wianek miałam założony w dniu swojego ślubu, to miłość do kwiatów i natury pozostała mi do dziś. Tak samo pewnie jest z moją skórą, która nie toleruje parafiny, ani sztuczności w drogeryjnych mazidłach. Stosowałam już różne balsamy, ale dawno nie miałam skóry tak fantastycznie gładkiej, miękkiej i delikatnej jak obecnie. Jak wspominałam wyżej, balsam ma lekką konsystencję, ale jednocześnie treściwą, która może nie rozsmarowuje się z takim poślizgiem jak inne balsamy, trzeba go trochę rozmasować na skórze zanim się wchłonie, ale za to zapach jaki zostawia, efekt i nawilżenie to prawdziwa poezja. Mimo, że moja skóra jest wyjątkowo kapryśna, balsam nie podrażnił jej, nie zestresował też obecnością zapachu, który w niczym nie przypomina plastikowych zapachów tanich kosmetyków. Balsam też nie zostawia tłustej warstwy na skórze, można od razu nakładać ubranie. 

Już pewnie nie odczepię się od tych balsamów, choć kuszą mnie jeszcze inne serie. O ja niewierna! Mimo to, będę do niego wracać dopóki skóra nie powie dość. 

Łagodzący balsam do ciała polecam z całego serca, i chcę go więcej, choć za dużo zapasów robić nie można, bo jest tylko rok ważności, a otwartego kosmetyku tylko trzy miesiące. 

Cena około 28zł za 300ml tak fantastycznego balsamu naprawdę nie jest wygórowana, skóra za to podziękuje zdrowym i pięknym wyglądem. Serię zawsze można sobie wybrać, na przykład w Helfach czy innych drogeriach z kosmetykami naturalnymi.  Polecam. :) 

Znacie te kosmetyki? Którą serię najbardziej lubicie?

Pozdrawiam! :)

Komentarze

Jeśli podobają się Tobie moje treści, będzie mi bardzo miło, jeśli wesprzesz mój blog 🙂

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.