Listopad to najmniej lubiany przeze mnie miesiąc. Dzień jest zdecydowanie za krótki, słońca coraz mniej, do tego jeszcze mniej światła. Z wyjątkiem spania i jedzenia na nic nie ma ochoty, co już zaczynam czuć po swoich boczkach. Listopad to miesiąc, który muszę odchorować, inaczej nie będzie nazywał się listopadem. Listopad to miesiąc, w którym nawet zdjęcia nie wychodzą, jakbym chciała. Ile trzeba się nagimnastykować, żeby cokolwiek wyszło. Niedługo potrzebny będzie
psychoterapeuta.
Żeby tak nie marudzić, staram się uprzyjemniać sobie życie. Nie zmuszam się do tego, czego nie lubię, nie lubię się dodatkowo karać. Nie zmuszę się do wypicia syropu z cebuli, wypłukania gardła wodą z solą, bo niby za jaką karę. Nie zmuszę się do używania czegoś, co nie sprawia mi przyjemności, nie spełnia moich oczekiwań, zapach mi nie odpowiada czy kiepsko się wchłania. Co zatem sprawia moje oczekiwania? Mam kilka perełek, którymi chwaliłam się na Instagramie, pokażę też i tu. Zapraszam.