Do przeczytania tej książki skusił mnie rudy kot w tytule, myślałam, że to będzie coś zabawnego. Rudy kot ukazał mi się tylko raz, co specjalnie zabawne nie było, ale nie znaczy, że w tej historii nie było zabawnych momentów. Ta historia wciągnęła mnie na tyle, że książka Rudy kot bez rodowodu i zielony korytarz autorstwa debiutującej pisarki Joanny Burdek została przeczytana w jeden wieczór.
Przeczytałam, ale trudno mi jasno się wyrazić, co tak naprawdę o niej sądzę. Nie jest to taka zwykła opowieść, bo wywołuje mnóstwo emocji. Nie brakuje tu zabawnych momentów, są też pikantne sceny erotyczne z wywołującymi zażenowanie szczegółami, ale cała treść przesiąknięta jest pewną tajemniczością, która według mnie nie jest przewidywalna. Bo jak można przewidzieć bardzo dziwne, prawie realistyczne sny Blanki, które w pewnym momencie już nie potrafiłam odróżnić od rzeczywistości. Człowiek ma różne sny, po których się budzi i szybko zapomina, tamte sny jakby się nie kończyły w końcu wciągnęły pozostałe bohaterki opowiadania, które łaczy chęć przeciwstawienia się przeciwko jakże popularnej męskiej dominacji, jak również pragnienie przeciwstawienia się kobiecej uległości.
Blanka podobna do tysięcy kobiet, niezbyt towarzyska, nie czuje się dobrze wśród obcych ludzi, źle się czuje w świecie korporacji, nie przepada za swoim firmowym towarzystwem, w czasie przerw zwierza się kumplowi informatykowi. Blanka niczym specjalnie się nie wyróżnia, poza długimi, pełnych przygód i dziwacznych postaci, które z biegiem lat nauczyła się zapamiętywać w całości. Jej życie zmieniło się nagle, kiedy szukając w internecie metod utylizacji zwłok swojego psa, kliknęła w tajemniczy link prowadzący do wyszukiwarki snów.
Dziewczynka, której tato zabił się na progu łazienki. Powiedzenie "W domu ludzie umierają" nabiera znaczenia. Sama musiałam kiedyś jechać na pogotowie po upadku na podłogę. Efektem był plasterek chirurgiczny na brodzie, ale tato dziewczynki nie miał już tyle szczęścia. Zabił się na śmierć.
"Zaprowadzili ją do pokoju obok. Ją i młodszego braciszka. Bawili się. A potem strasznie zachciało jej się siku. I pan sanitariusz przyniósł jej niebieski, stary nocnik. Potem znowu się bawili, a potem zrobiło się strasznie cicho. Panowie wyszli, a taty już nie było na progu. Tylko leżał na łóżku bardzo, bardzo biały. Jak kreda. I mama powiedziała jej, że tata poszedł do nieba, a jej brat bardzo się ucieszył, bo myślał, że teraz poleci do niego samolotem. I mama się rozpłakała. A potem wszystko znikło. I została sama."
Karina była zwykłą dziewczyną z kamienicy, miała kilka par jeansów, według innych "zapowiadała się dobrze", nie żyła w luksusie. Była prymuską w szkole, później na uczelni, była błyskotliwa, wyróżniała się sposobem bycia i myślenia. Kiedy wyszła za pewnego uroczego przystojniaka, w całości poświęciła się małżeństwu. Mąż okazał się toksycznym kretynem, co jest bardzo powszechne wśród takich rozpuszczonych wśród otoczenie lalusiów, prowadzi podwójne życie, nie obchodzi go nawet, kiedy pewnego dnia dzwoni ze szpitala z prośbą o przywiezienie potrzebnych rzeczy. Po prostu przeszkadza mu w pracy. Ten sam laluś spotyka się po kryjomu z Magdą.
Magda każdą wolną chwilę poświęca na czytanie książek. Ma ich pełno pod zakurzoną ścianą, czyta je w swoim specjalnym pokoju, czyta je w łazience nawet podczas sikania, biega słuchając audiobooków. Budzi się obok książek. Pewnego dnia przechodząc przez las poznaje Krzysztofa, który zauroczył ją właśnie tym, że zobaczyła go pochłoniętego książką. Krzysztof akurat jest mężem Kariny, o czym ona jeszcze nie wie.
Wszystkie te kobiety wraz z dziewczynką łączy niechęć do istniejących reguł oraz stereotypów. W pewnym momencie wszystkie znikają ze swojego codziennego życia, spotykają się w pewnym, jakby oderwanym od rzeczywistości miejscu. Ich wspólnym celem jest zakończenie tego dziwnego świata toksycznych zadufanych w sobie mężczyzn i uległych im kobiet, dzięki czemu realizują pewien plan, co kończy się całkiem nieoczekiwanie. Historia ta po przeczytaniu długo daje do myślenia.
Rudy kot bez rodowodu i zielony korytarz to debiutancka powieść Joanny Burdek, której premiera była zaledwie kilka dni temu, więc proszę nie pisać, że jej nie znacie, bo nie znacie, chyba że już ją zdążyliście przeczytać. Na pewno warto przeczytać, bo wciąga niemal od początku, od początku przesiąknięta jest pewną tajemniczością. Nawet nie zdążycie zauważyć, kiedy znajdziecie się na 242 stronie tej książki.
Wydawnictwo: Novae Res
Miękka okładka ze skrzydełkami.
Super że wciąga aura tajemniczości na pewno sprawia ze trudno sie oderwać od tej kobiecej lektury.
OdpowiedzUsuńBędę miała ten tytuł na uwadze.
OdpowiedzUsuńLubię takie owiane tajemnicą książki. Zapamiętam tytuł, bo raczej jest nietypowy :)
OdpowiedzUsuńWciągające ksiązki są najlepsze a ten tytuł już dopisuję na moją listę.
OdpowiedzUsuńLubię wspierać debiuty, więc książkę sobie zapiszę.
OdpowiedzUsuńBardzo mnie zaintrygowała Twoja recenzja. Z chęcią się za nią rozejrzę.
OdpowiedzUsuńFajnie, że już od początku wciąga ❤
OdpowiedzUsuńWidzę, że to książka z głębszym sensem, a takie bardzo lubię.
OdpowiedzUsuńKsiążka mogłaby mi się spodobać :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Jak się pojawi w mojej bibliotece, to przeczytam:))
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie się zapowiada ta książka 😍
OdpowiedzUsuńBardzo fajna recenzja, książka zapowiada się ciekawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie znam tej książki, ale myślę, że też bym się na nią skusiła, że względu na kota w tytule;)
OdpowiedzUsuńTeż się dałam nabrać na kota w tytule, ale raz tylko wystąpił jak wyskoczył z trumny :D
UsuńTeż bym sie skusiła tylko ze względu na tego kota w tytule :)
OdpowiedzUsuń