Czego nie lubię w swojej garderobie

            Idąc za przykładem poprzedniego posta, wspomnę jeszcze, czego nie kupuję, oraz czego nie lubię w swojej garderobie. Nie jest to wpis typu nie polecam, bo ktoś inny może w tym wyglądać i czuć się zupełnie doskonale, bo na szczęście nie jesteśmy tacy sami, z czego bardzo się cieszę. Ja też czasami zmieniam przyzwyczajenia, więc spokojnie. Zapraszam!


Od zawsze zwracałam uwagę na jakość ubrań i wolałam kupić jedną porządną rzecz niż kilka byle jakich. Kiedyś bywałam często krytykowana przez niektóre koleżanki, że sporo przepłacam, ale nigdy swoich zakupów nie żałowałam. Porządne szycie, materiał i jego skład to podstawa. Zdarzały się też wpadki, kiedy kupiłam coś pod wpływem chwili, ale najczęściej ta rzecz kończyła na dnie szafy lub oddawałam ją komuś innemu. Nie we wszystkich rzeczach dobrze wyglądamy, nie we wszystkim też się dobrze czujemy, dlatego najlepiej na spokojnie przemyśleć swoje wybory. 

Śliczną sukienką z poliestru można pozachwycać się w przymierzalni, ale nosić taką to już zupełnie inna bajka. Chociaż materiał ten raczej się nie gniecie, i rzecz może ładnie wyglądać, to jednak niechętnie po to sięgam  i w efekcie przestaję nosić. 


Czarny kolor zbyt blisko twarzy nie dodaje jej uroku. Przynajmniej nie w moim przypadku. O ile włożę czarne rajstopy, botki, spodnie czy spódnicę, to czarną bluzkę zakładam tylko na pogrzeb, później ląduje na dnie szafy. Mam czarny elegancki trench kupiony kiedyś w Mango, rzadko zakładam, ale tylko z dodatkiem kolorowej apaszki. Na czarnym widać też każdy koci włos, mimo że nie rozstaję się z rolką. Dlatego unikam jak tylko mogę.



Golfy z wyjątkiem tych luźnych wokół szyi sprawiają, że po prostu się w nich duszę, tak samo jak krótkie naszyjniki czy bluzki że zbyt małym dekoltem. Nie lubię nic, co jest zbyt mocno zabudowane pod szyją.


Stringi kupiłam tylko raz. Ujęły mnie te śliczne koronki Tryumpha, ale nosić się tego niestety nie dało. Sznurówka między pośladkami to jakaś kara dla mnie. Ozdabiały miejsce w szafce, więcej ich nie założyłam. Dostałam później kolejne w prezencie od koleżanki, żeby ucieszyć męża, niestety, nie chciałam siebie unieszczęśliwiać. To przecież ja je miałabym nosić nie on. Nie nosiłam, leżą jako pamiątka. 


T-shirty  z marnej jakości bawełny po kilku praniach nadają się do spania, a nawet tu wolę coś lepszego, dlatego nie szkoda mi dołożyć i cieszyć się tym o wiele dłużej. Bawełna a bawełna to spora różnica, dużo na ten temat nasłuchałam się na kanale Radzkiej. Tak samo dresy. Wszystkie, które zamówiłam z Femmeluxe tylko na początku wyglądały porządnie. Po kilku praniach się mechacą, dlatego noszę je tylko w domu, przy kotach. Wychodzę w nich tylko ze śmieciami. 


Kominy również nie są dla mnie. Wyglądam w nich głupio, głupio się w nich czuję, do tego to coś się zsuwa z mojej głowy. Nie kupowałam nigdy, ale dostałam. Nie noszę, komuś oddałam. Tak samo głupio czuję się w beretach, pewnie też są nie dla mnie.


Długie spódnice tak samo jak długie sukienki nie są dla mnie, no może z wyjątkiem letnich, powiewnych. Inne zawsze skracam. Nie chciałabym chodzić ubrana podobnie do zakonnicy. 


Ubrania oversize również mogę sobie podarować. Chociaż noszę rozmiar M, to wyglądam w takich jak bałwan. Jeśli  nawet ktoś obdaruje, to od razu idą dalej. 


Workowate lub pudełkowate ubrania, czyli takie bez wcięcia wyglądają na mnie tragicznie. Żadne trendy w modzie mnie do czegoś takiego nie przekonają. 


Ogromne mięsiste grube szale może są i ciepłe i otulające, ale czuję się w nich tak samo jak w oversizach. A jeszcze przy rozbieraniu z tego, można z rozmachu kogoś zabić. Na mnie wyglądają fatalnie.


Tak samo nie przekonają mnie spodnie typu szwedy itp. Nie dość, że to dodaje objętości, to jeszcze majta się ten niewykorzystany kawał materiału. Coś jak długa spódnica, nie dla mnie. 


Futra nieważne z czego, chociaż prawdziwe na bank by odpadały, też nie są dla mnie. Czułabym się tak samo jak w ubraniu oversizowym. 


Kolarki nigdy mi się nie podobały, nawet na rower, chyba że dla kolarzy. Kojarzą mi się z długimi majtasami, takimi na mrozy. Ubieranie tego do innych celów uważam za niekompletne.


Pikowane kamizelki jakoś tak też mi się nie widzą. Niby to ma grzać, ale rękom nadal zimno. Nie dla mnie, przynajmniej na razie. 


Legginsy i wszystko, co je przypomina poza fittnesem jeszcze całkowicie odkryte wyglądają według mnie co najmniej dziwnie. Ni to spodnie, ni to rajstopy. Bleee.



Crocsy może i są lubiane przez innych, dla mnie to coś okropnego. W ogóle nie lubię płaskiego obuwia, a te już wyjątkowo są dla mnie kumulacją wszystkich nieszczęść. Czułabym się jak inwalidka w czasie rehabilitacji   


Obuwie z długimi szpicem nigdy mi się nie podobały. Nie pamiętam czy kiedykolwiek kupiłam, raczej chyba nie. Pewnie dostałam, poszły dalej.


Obuwie z przyciętymi czubkami wyglądają według mnie okropnie, wyglądają według mnie jak łopaty. Nie zrobiłabym tego sobie. 


Wysokie szpilki chociaż pięknie wyglądają na nodze, to raczej wygodne nie są, zbyt bezpieczne też nie. Chociaż zdarzyło mi się przeskakiwać w takich balkon na wczasach. Wtedy noszenie ich było na porządku dziennym, ale też nie były aż tak strasznie wysokie. 


Obuwie na koturnach lub na bardzo grubej platformie również nie są dla mnie bezpieczne, ponieważ nie czuję się zbyt stabilnie. W tego typu butach na pewno bym nic nie przeskoczyła, za to glebę nie raz zaliczyłam. Rok później: zaczęłam nosić obuwie na koturnach, trzymajcie kciuki.


Naszyjniki z muszelek, kamyków, bursztynków wyglądają pięknie, ale nie da się tego nosić. Za bardzo obciera szyję. 


Nie przypuszczałam, że tyle aż się tego uzbiera,  a na pewno coś mi się jeszcze przypomni. Mam nadzieję, że nie weźmiecie sobie tak bardzo tego do serca, bo nie miałam zamiaru nikogo urazić. Każde z nas ma inny styl, figurę oraz upodobania. Ciekawa jestem, czego Wy nie lubicie w swojej garderobie. Pochwalicie się? 


Pozdrowienia! 🌞


Komentarze

  1. Ja również nie chodzę w stringach. Za to bardzo lubię golfy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niektórych rzeczy ja też nie lubię, np. nie mogę się przekonać do długości maxi, obcasów, wysokich koturn. Futra i oversize też mnie odstraszają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wszystko jest dla wszystkich, oversizy są w ogóle koszmarne :/

      Usuń
  3. oj stringów też nie noszę i nie bardzo rozumiem jak ktoś je lubi, no ale pewno i to dyskusyjna sprawa, noszą bo lubią. Futer też nie noszę. Golfy noszę ale też nie często. T-shirty bawełniane są ok, kupuje w lumpexie i nie narzekam, fajne wygodne po domu, dresy też bawełniane lubię kupuję za grosze w lumpkach i noszę aż sie zużyją.
    Długie spódnice też ich nie noszę, chyba nawet nie mam w szafie. Crocsy coś w tym stylu miałam i po domu nosiłam, fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak są dobrej jakości i nie wyblaknięte to mogą być z lumpa, ale takich tam nie znalazłam, a po domu mam wystarczająco dużo rzeczy.

      Usuń
  4. Golfy są totalnie nie dla mnie. Czuje się w nich tak jakbym miałą się udusić :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie znoszę golfów, czuję się w nich zbyt ociężale, jeszcze się duszę w czymś takim :/

      Usuń
  5. Są rzeczy, których nie lubię: golfy, bluzki pod szyję, mokasyny. W mojej szafie przeważa kolor czarny, który komponuję najczęściej z bielą. Czasem zakładam kolorowe dodatki, np. czerwone lub pomarańczowe szpilki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też za bardzo nie lubię u siebie czerni przy twarzy ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rękaw kimono. Spodnie 3/4, tzw rybaczki. Staniki na fiszbinach.Spodnie biodrówki. Skarpetki/podkolanówki tzw antygwałty. Spódnice z koła. Sukienki kroju empire.
    Oh dużo tego, każda z nas ma "wrogów" swojej sylwetki. Wyżej wymienione rzeczy bardzo podobają mi się na młodych, zgrabnych dziewczynach. Na sobie niestety never ever :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja uwielbiam golfy i zabudowane bluzki :) Ale tak jak Pani nie lubię kominów :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Not a fan of thongs either haha! And I never wear shoes without backs on them!

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też nie przepadam za kominami i bardzo grubymi szalami, bo mam wrażenie że jest mi w nich jakoś ciężko i nie czuję się swobodnie. Szpilki z kolei uwielbiam, ale raczej jedynie wizualnie, bo nie są dla mnie zbyt praktyczne :)

    OdpowiedzUsuń
  11. O matko, dość długa ta lista :) Najważniejsze to nie podążać ślepo za innymi!

    OdpowiedzUsuń
  12. Hmm kilka rzeczy mamy wspólne, ale ja za to uwielbiam legginsy, długie spódnice i sukienki,oversise też lubię, ogólnie mieszam wszystko jak popadnie 😃
    Steingi nosiłam za młodu i byly ok, teraz bym nie umiała. Golfy kochałam - dziś mnie duszą.
    Futra też nie bardzo wiem moim guście.Crocsy są dla mnie brzydkie i niewygodne, próbowałam nosić, ale nie było nam po drodze :). Człowiek z wiekiem się zmienia, gust również.

    OdpowiedzUsuń
  13. Oversajzów też nie lubię i butów z czubami:D
    Kamizelki też są nie dla mnie, bo też mi zimno w ręce:D
    Tu Tara :D

    OdpowiedzUsuń
  14. golfy lubię, ale pod resztą się podpisuję!

    OdpowiedzUsuń
  15. wiele z tych rzeczy znalazłoby się również na mojej liście

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

☆ Jest mi bardzo miło, kiedy odwiedzasz to miejsce i zostawiasz swój ślad. Jednak pamiętaj!

☆ KOMENTARZE ZAWIERAJĄCE NIEOPŁACONE LINKI, LINKI DO ADRESÓW BLOGA LUB REKLAMY NIE SĄ AKCEPTOWANE I TRAFIAJĄ DO SPAMU!

☆ Nie widzisz swojego komentarza? Prawdopodobnie pozostawiłaś w nim nieopłacony link. Zgodnie z obietnicą trafił do spamu. Szanuj cudzą pracę! Mam alergię na cwaniactwo.
☆ Zanim napiszesz komentarz, poświęć chwilę i przeczytaj cały post. Chyba, że lubisz się kompromitować.

Jeśli podobają się Tobie moje treści, będzie mi bardzo miło, jeśli wesprzesz mój blog 🙂

instagram

Copyright © W Blasku Marzeń.