Styczniowe wspomnienia
Czas biegnie do przodu coraz szybciej, już pierwszy miesiąc tego roku jest za nami, a przed nami zostaje już tylko oczekiwanie na wiosnę. Na pewno wiecie, że już nie mogę się jej doczekać, tematem dzisiejszym jest jednak tegoroczny styczeń.
Styczeń jak zawsze rozpoczęłam odsłuchaniem Koncertu Noworocznego z Wiednia, później wszystko zaczęło się tak jak dawniej. Podwyżki opłat i codzienne szare życie okraszone wycofaniem kolejnego mojego leku z refundacji. Co najgorsze, pewne badania też nie są refundowane. Muszę pomarudzić, bo to że komuś gdzieś gorzej, wcale do mnie nie trafia i nie sprawia że czuję się lepiej. Nie jest mi też lepiej, kiedy coraz więcej próśb o wsparcie na Messengerze, a niestety z pustego i Salomon nie naleje. Niby skąd ja mam brać, kiedy i dla mnie brakuje? Koty się łatwo podtyka, obiecując pomoc w karmieniu, a jak już co do czego dochodzi, to też bardzo szybko się o tym zapomina. Tak więc wiecie, emeryturę dzielę ze czterema kotami. Tego czwartego nadal nikt nie chce. Gorzej. Inna sąsiadka chciała wcisnąć nawet piątego, tym razem kotkę, że niby taka piękna, brytyjska koteczka, na dodatek niewysterylizowana. Bo komuś się tak fajnie rozmnaża małe śliczne kotki. Fajnie jest udawać dobrą czyimś kosztem, bardzo miło, tylko jakoś nie dla wszystkich.
Początek stycznia rozpoczął się pobolewaniem nerki, więc wybrałam się do lekarza rodzinnego. Po moich przygodach z nerkami znalazło się miejsce u lekarza jeszcze tego samego dnia. Nie wiem jak to się stało, że trafiając na młodego lekarza ból nerki jakoś szybko ustał, tak samo jak szybko ustały bóle porodowe, kiedy trafiłam na porodówkę. Nie wypisał nic, ale zlecił masę badań, kiedy jednak spojrzał na ostatnie wyniki moich badań, zrobił wykład, co mi grozi, no i się zaczęło. Odstałam prawie dwie godziny do szpitalnego laboratorium, żeby się dowiedzieć, że nie mają umowy z moją przychodnią rodzinną, że teraz muszę iść gdzie indziej. Kosztowało mnie to dużo stresu, bo miałam przed sobą badanie obciążające glukozą czyli krzywą cukrową. Obeszłam wtedy na czczo całe miasto, w efekcie było w tym dniu już za późno na zrobienie krzywej cukrowej, więc musiałam wybrać się w innym dniu. Nie bałam się pobierania krwi co godzinę, obawiałam się jedynie swojej l reakcji na glukozę, wybierałam się więc kolejne dwa tygodnie. W końcu udało się. Zmobilizowałam się rezygnując z porannej kawy, na czczo poszłam do laboratorium. Najpierw ze względu na zaostrzenia pół godziny odstałam na zewnątrz, aż przyszła kolej na mnie. Nie było nawet tak źle jak się obawiałam, z wypiciem całej dużej szklanki z glukozą poradziłam sobie bardzo szybko, później zostały jeszcze kolejne dwa ukłucia co godzinę. Te dwie godziny musiałam zostać na miejscu i czekać na kolejne kłucia.
Było sennie, ale nie usnęłam. Żyły też jakoś dały radę. Wyniki miały być w tym samym dniu na stronie, nie wszystkie jednak wyszły dzięki hemolizie, dlatego trzeba było niektóre badania powtórzyć, na szczęście ominęło mnie ponowne badanie krzywej cukrowej. Wyszła w normie, poza badaniem na czczo. Na czczo mój poziom glukozy nadal jest za wysoki, cholesterol mimo starań i wszelkich ograniczeń pokarmowych skoczył jeszcze bardziej do góry. Za wysoki jest też poziom limfocytów, bardzo mało neutrofili odpowiedzialnych za odporność, obniżone eGFR, nadczynność polekowa tarczycy nadal sobie trwa. Żadne zdrowe odżywianie nie pomogło.
Na szczęście próby wątrobowe są w normie, co świadczy, że mój wirusek chyba jednak nie powraca. Mimo wszystko ciągle męczą mnie mdłości. Wybaczcie, że dziś zanudzam o badaniach i dolegliwościach, ale te moje zapobiegania jakoś cudów nie uczyniły, co trochę obniżyło mój nastrój. Potrzebowałabym zrobić jeszcze krzywą insulinową, ale to już nie jest refundowane. Czeka mnie jeszcze wizyta prywatna u endokrynologa, więc nie przewiduję tego badania w najbliższym czasie. Po prostu mam już inne luki, nie wiem czy wystarczy mi nawet na tę wizytę, nie chce mi się już nawet o tym myśleć.
Poza tym, dzięki Ani, która kupiła sobie nowy telewizor, a oddała swój stary, nadrabiam oglądanie filmów na Netfliksie i You Tube. Kiedy sąsiedzi podgłaśniają RM, ja sobie podgłaśniam ulubionego Freddiego Mercury. Koty natomiast mają radochę z uporczywego zasłaniania ekranu.
W styczniu trafiły się również miłe współprace, ucieszyłam się z biżuterii Azara.
Ucieszyło mnie też urządzenie do peelingu kawitacyjnego Garett Sonic Scrub. Zachęcam zajrzeć, czeka tam dla Was kod rabatowy.
Kupiłam ciepłe rajstopy z kaszmirem Calzedonia, bo już mam dość dresów i spodni.
Trafiło się też trochę fajnych kosmetyków, między innymi kremy Nuxuriance Ultra Nuxe.
No i uroczy zestaw od Marzeny z bloga Babooshka Style. Pasta do zębów jest rewelacyjna, ale o niej jak też na temat kremu samoopalającego Nu Skin napiszę osobny post.
Przypomnę jeszcze, że skorzystałam z prezentu marzeń i zrobiłam pasemka na włosach. Zdjęcie jednak nie oddaje tego koloru tak ładnie jak jest w rzeczywistości, być może dlatego, że to był wieczór. Widzę też niefortunnie padający cień na głowę, który sprawia wrażenie ciemniejszej plamy na czubku głowy.
Nie mogę pominąć tak ważnego wydarzenia jak WOŚP, które mimo fatalnych warunków atmosferycznych było naprawdę imponujące. W tym dniu akurat dokuczały mi okropne skoki ciśnienia, ale dzień wcześniej robiłam zakupy w Lidlu, więc nie mogłam się nie dołożyć.
I to wszystko na styczeń tego roku, czekam na wiosnę. Co działo się u Was?
Miłego poniedziałku! ☀️
Kochana życzę Ci dużo zdrowia. Cieszę się, że pomimo tych całych perypetii zdrowotnych, spotkało Cię też kilka bardzo miłych rzeczy.
OdpowiedzUsuńDziękuję Agnieszko :)
UsuńU mnie krzywa cukrowa w normie na czczo też, jakoś wypiłam, ale nie cierpię tego badania ;/ zrobiłam też lipidogram nie wiedząc, że w ciąży wychodzi podwyższony, więc czeka mnie kolejne badanie po ciąży ;p fajne to urządzenie do peelingu kawitacyjnego :)
OdpowiedzUsuńU mnie się pogorszyły wyniki nie wiedząc dlaczego. Życzę dużo zdrowia :)
UsuńMam nadzieję, że luty będzie dla Ciebie jeszcze przyjemniejszy :)
OdpowiedzUsuńTeż mam taką nadzieję :)
UsuńWidzę, że mimo perypetii zdrowotnych wydarzyło się u Ciebie też kilka miłych akcentów. Życzę Ci dużo zdrowia! ;)
OdpowiedzUsuńMój styczeń minął szybko i dosyć przyjemnie. Udało mi się ponownie odwiedzić Kolejkowo we Wrocławiu. ;)
Coś miłego też musi być w tym życiu :)
UsuńNiestety czasem to nasze zdrowie funduje sporo nieprzyjemnych doświadczeń. Chyba najgorsze w tym wszystkim, jest dobijanie się do lekarzy, do badań, potem człowiek jest jeszcze bardziej wyczerpany. Pomarudzić trzeba, jak się człowiek wyżali, to ma wrażenie ulgi - ja ostatnio zaczęłam pisać taki post, ale zrobiło mi się głupio i skasowałam. Nie umiem w publikacje swoich przeżyć bo mam wrażenie, że ktoś mnie źle przez to oceni - chociaż sama nigdy tego nie robię wobec innych, ponieważ rozumiem, gdy jest dzień, że się "ulewa", żal czy bezradność.
OdpowiedzUsuńMój styczeń był paskudny, chciałabym żeby to wszystko się nie wydarzyło, ale czasem nie ma się wpływu na życie. Mam nadzieję, że u Pani zdrówko się unormuje i z wiosną będzie już tylko lepiej!:)
Oceną innych akurat się nie przejmuję, chociaż też zdarza mi się kasować, ale tylko dla własnego samopoczucia. Czasami się "uleje", nikt nie jest z żelaza, przynajmniej każdy wie, co myślę, nie zawsze trzeba być w idealnym nastroju ;) Dziękuję za odwiedziny :)
UsuńAle mi nie chodziło, że ktoś musi udawać, czy mi przeszkadzają takie wpisy. Przeciwnie, ja po prostu zazdroszczę umiejętności dzielenia się problemami, ponieważ sama nie bardzo potrafię...
UsuńAgnieszko, tu nie o Ciebie chodziło, czasami są takie osoby, którzy chcą się łudzić iluzją. Też nie wszystkim się tu dzielę, są jeszcze takie osoby, które karmią się tym, że komuś jest ciężko. Powściągliwość to też dobra cecha, chociaż czasami i o to niełatwo ;)
UsuńJa nie mam nic przeciwko jeśli dzielisz się z nami swoimi przeżyciami. ciągle trzymam kciuki by było wszystko dobrze :D No i powiem, że NEtflix wciaga i to na dobre :D
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię udawać nadmiernie szczęśliwą, kiedy tak nie jest i mam ochotę to wszystko z siebie wywalić. Jak komuś nie odpowiada, to zawsze może zmienić blog, na krainę wiecznej (udawanej) szczęśliwości :D Netfliks jest bardzo wciągający :D
UsuńŻyczę dużo zdrowia 😊 dobrze, że w tym miesiącu spotkały Cię też miłe rzeczy, jak ciekawe kosmetyki, czy piękne pasemka 😊
OdpowiedzUsuńCałe szczęście, staram się, żeby mnie nie opuszczały te miłe rzeczy, bo one też mam się należą :)
UsuńZ dostaniem się do lekarza zawsze były kłopoty, a teraz w ogóle jest to jak wejście na Mount Everest. Dużo zdrowia, oby było lepiej! :D
OdpowiedzUsuńBardzo intensywny miesiąc miałaś, oby w następnym było mniej problemów natury zdrowotnej :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
Help Book
Cieszę się Dorotko, że pomimo zdrowotnych dolegliwości, spotkało Cię tez trochę przyjemności:))
OdpowiedzUsuńAz mi się rymło! :D
Mam nadzieję, że luty będzie całkiem fajny. Do wiosny jeszcze troszeczkę...
Damy radę! :))
Dwie godziny w kolejce by się dowiedzieć że nie mają umowy....ahhhh wiele zdrowia trzeba by chorować w tym kraju...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń