Wracamy do codzienności
Jeszcze kilka dni temu trwała gorączka przedświąteczna, pełne sklepy ludzi, dziś nawet nie widać świecących dekoracji na ulicach. Ostatnie chwile z rodziną i wracamy do codzienności.
Święta z niespodziankami minęły w miłej atmosferze. Z powodu choroby wnuków miałam przed sobą wizję spędzania świąt w towarzystwie kotów, lub gorszej wersji, w towarzystwie wiekowej sąsiadki, przed którą szukałam wymówki, żeby nie iść. Wersja z kotami nie wydawała mi się taka zła, bo cenię sobie spokój, ale nie, nie pozwolono mi dzielić losu Kevina z Nowego Jorku. Przez te trzy dni byłam wożona do bajecznego domku siostrzenicy, gdzie spędzałam bajeczne zdjęcia z ich rodziną, moją siostrą, dwoma kotami i psami. Chociaż kusiło bardzo, żeby to wszystko upamiętnić aparatem smartfona, to nawet go nie wyciągnęłam z torebki, jakaś prywatność musi być. Wyciągnęłam go dopiero, żeby sfotografować zwierzaki, które przyszły prosić po cichu o smaczny kąsek. Puste miejsce przy stole zajęła najpierw kotka Mania wyręczając mnie przez zjedzeniem karpia, następnie Harry. Do nich dołączyły dwa psy. Dla mnie została panierka i mnóstwo innych smacznych potraw.
Po kolacji znalazły się i dla mnie przemiłe i słodkie prezenty, było bardzo miło.
Moje koty nie przemówiły w noc wigilijną, za to przywitały mnie po powrocie kilkoma niespodziankami jak zemdlona choinka, zbita bombka na podłodze, błyszcząca kokardka z czubka, za którą przejechałam całe miasto szlajała się gdzieś na podłodze. Na parapecie za to tkwiła i waliła na kilometr kocia kupa wiadomo kogo... Kolejne powroty już były bez takich "atrakcji".
Nie dokończyłam jeszcze swoich dwóch sałatek, a przywiozłam kolejną wałówkę. Wagę na wszelki wypadek usunęłam ze swojego widoku. To czego nie chciałabym zobaczyć, moje oczy by mi pewnie nie odmówiły, chociaż pozwalają mi mylić ludzi czy samochody... Dlatego staram się nie wychodzić, kiedy nie muszę, bo droga też jakoś tak dziwnie się faluje pod nogami.
Na szczęście już w środę jadę na wizytę kwalifikacyjną, po której wyznaczą mi datę zabiegu najpierw zaćmy na oba oczy, następnie naprawianie siatkówki. Wszystko jest wyznaczone na cito, więc po cichu liczę, że wrócę do normalnego widzenia chociaż przez moje okulary. W tej chwili robię częste przerwy od internetu, dlatego tym razem nie sprawdzam błędów, będę poprawiać później.
Wszystkiego najlepszego po świętach! 🎄
Kochana życzę Ci dużo zdrówka. Ja zawsze tak mam, że do Nowego Roku czuję ten klimat świąteczny i bardzo go lubię.
OdpowiedzUsuńUrocze kociaki :D Mój psiak też nie przemówił hahaha Faktycznie wagę lepiej schować w święta :D
OdpowiedzUsuńDorotko, to wspaniale, że miałaś takie miłe rodzinne święta. Zwierzaki przeurocze i piękne
OdpowiedzUsuńPozdrawiam poświątecznie, Agness :)
Ło matko to nawet u lekarza rozmowa kwalifikacyjna, skandal Niech Cie szybko i profesjonalnie obsłużą.
OdpowiedzUsuńDobrze że święta udane, a powrót no cóż mało przyjemny ale nie było najgorzej:)
Taka jest niestety procedura, każdy tak ma, a na drugi dzień zabieg.
UsuńTo bardzo miło spędziłaś święta. U nas na ulicach w tym roku, tez jakoś oszczędnie z wystrojem. A z poznawaniem ludzi, to też u mnie różnie bywa. Czasem wydaje mi się, że kogoś znam, więc idąc ulicą wpatruję się nachalnie czy to ta ? czy nie ta ? A czasem mi głupio. Bo jak nie ta, to wręcz może zadziwić moje wzrokowe natręctwo :)
OdpowiedzUsuńŚliczne zdjęcia kotków 😊 Trzymam kciuki aby wszystko dobrze i szybko poszło na tej wizycie u lekarza 😊
OdpowiedzUsuń