Kiedy nic nie przychodzi do głowy
Ostatnio niezbyt często tu się udzielam, ale nie martwcie się o mnie. Ze mną jest wszystko w porządku, powódź mi i mojej rodzinie raczej nie zagraża. Po prostu czasami, zwłaszcza podczas żałoby, czy innych problemów wpada się w chwilowe zniechęcenie. Zamiast się tu dwoić i troić nad zasięgami, postanowiłam ten czas poświęcić sobie, powalczyć o własne zdrowie, także to emocjonalne.
Ostatnio mało tu recenzji, ale też nie robię zapasów jak na wojnę. Wolę kupić mniej niż więcej, kupować na bieżąco i nie martwić się czy coś zużyję. Wolę też mniej współprac, ale naprawdę wartościowych, gdzie nawet reklamy są interesujące, także miłe dla oka, a nie takich, gdzie nie chce się nawet tracić czasu na czytanie.
Pytacie o koty. Nie piszę o nich, bo to blog o innej tematyce, ale mają się dobrze. Na tyle, ile daję radę, by tak było, mają się dobrze. Jedzą, śpią, dokazują, demolują, rozsypują żwirek. Nie robię im zdjęć, kiedy dokazują, bo wychodzą niewyraźnie. Kiedy natomiast odpoczywają, na widok aparatu szybko odpoczywać przestają i demolka zaczyna się od nowa. Drapak sobie, meble podrapane. Kiedy nie patrzę, buszują po stole. Szafki plastrami przed kocią inwazją s pozabezpieczane. Wszystkie, nawet ta najwyższa. Te wandale włażą wszędzie.
Co więc robię, kiedy mnie tu nie ma?
Spaceruję, ćwiczę kondycję, walczę z poziomem cukru na czczo. W ciągu dnia mój poziom cukru jest bardzo grzeczny, słucha mnie, rano jak ma focha potrafi wystrzelić ponad normę, jakby wzywał do walki. Podejrzewam o to nadmiar kortyzolu, ale ze stresem walka jest nierówna. Mimo wszystko moje noworoczne plany doszły do skutku. Schudłam już ponad 10 kg, jeszcze pracuję nad mięśniami, no i talią.
Nie mam w domu dużego lustra, dlatego pokazuję swoje odbicie z przymierzalni. Po lewej zdjęcie z kolacji wigilijnej, po prawej nowa ja ze starą sylwetką. Zdjęcie w spodenkach było robione jeszcze 3 miesiące temu, w tej chwili moja talia jest jeszcze mniejsza. Pomógł post przerywany 16/8, ograniczenie węglowodanów, no i więcej aktywności fizycznej. Wejście na 6 piętro do siostry, bezpośrednio po przejściu 2 kilometrów nie jest dla mnie problemem.
Chociaż kończy się kalendarzowe lato, nie żegnam się z nim. Nie przyjmuję do wiadomości że wpycha się tu znów jesień że swoimi dyniami, nie zmieniam dekoracji. Zmienię tylko obuwie na nowe, chociaż moje ulubione sneakersy chociaż już trochę zniszczone, ciągle są niezawodne.
Miało być krótko, a znów się rozpisałam. Być może w ciągu tych dni znajdę więcej czasu i tematów do blogowania, taką mam nadzieję. Co u Was?
Pozdrowienia! 🌞
Pięknie wyglądasz kochana. Ja kocham jesień i bardzo na nią czekam.
OdpowiedzUsuńU Ciebie zawsze szczerze i z optymizmem.
OdpowiedzUsuńMieszkasz w Głogowie? Tam mają ten piękny, różowy most:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię cieplutko i wpadam do Ciebie w każdej wolnej chwili, buziaki, trzymaj się:*
Dobrze jest czasami odetchnąć i zadbać o siebie, swoje myśli oraz zdrowie. Super, że właśnie tak robisz i cieszę się, że u Ciebie oraz u Twoich kotów wszystko dobrze :) Mam nadzieję, że dalej tak będzie! Życzę cudownych chwil i resetu. Oby powódź nie dotknęła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko.
Cieszę się, że u Ciebie wszystko w porządku, bo myślałam o Tobie intensywnie, gdy były relacje powodziowe z Głogowa.
OdpowiedzUsuń